W kwestii akcesoriów do włosów powiedziano już wiele, ale ku mojemu zdziwieniu nie udało mi się znaleźć zbiorczego posta podsumowującego nieprzebrane ilości gadżetów, wśród których możemy wybierać. Oczywiście postanowiłam ten brak nadrobić, zwłaszcza że stareńki już tekst Anwen o najbardziej niszczących włosy zabiegach i procedurach był jednym z pierwszych i najważniejszych w całym moim włosomaniactwie, a już wtedy mocno odczuwałam brak takiego małego kompendium. Tym bardziej cieszy mnie, że mogę tę lukę uzupełnić właśnie ja :)
Zacznijmy od tego, że akcesoria do upinania włosów można podzielić z grubsza na trzy najważniejsze grupy: gumki do włosów, wsuwki i spinki oraz opaski. Do tego można dodać nieprzeliczone ilości mniej lub bardziej dziwnych gadżetów: od wypełniaczy do koków, przez hairigami po różnego rodzaju siatki, zaplatacze do warkoczy i wiele, wiele innych. My skupimy się dziś na tych najbardziej podstawowych.
Jeśli chodzi o gumki do włosów, to wspomniany wyżej artykuł Anwen piętnuje przede wszystkim te z metalowymi złączami. Gdy byłam dzieckiem właściwie jedyną alternatywą dla nich były przede wszystkim frotki i absolutnie znienawidzone przeze mnie aksamitne ohydztwa. Na szczęście dziś jest już o wiele lepiej! Najprostszym zamiennikiem będą oczywiście gumki bez złączeń. Moim niekwestionowanym faworytem w tej kwestii były i są gumki do włosów For Your Beauty z Rossmanna, dokładnie te (klik!). Za czasów noszenia długich włosów kupiłam i pogubiłam co najmniej trzy takie zestawy, na zdjęciach widać ostatniego niedobitka zachowanego na wszelki wypadek już po ścięciu, kiedy to resztę moich zapasów porozdawałam przyjaciółkom.
Inną powszechnie dostępną opcją są sprężynki Invisibobble,obecnie dostępne w wielu miejscach stacjonarnie (np. w Hebe). Ja na próbę zaopatrzyłam się w imitację tego modelu i muszę przyznać, że przy moich krótkich loczkach jest to na razie lepsze wyjście niż klasyczna gumka. Najbardziej odczuwam tę różnicę podczas zajęć na siłowni i wiem na pewno, że oryginalne Invisibobble sprawię sobie na pewno, właśnie takie przezroczyste :)
Kolejnym ciekawym akcesorium są gumki typu twistband, czyli kolorowe elastyczne tasiemki z supełkiem. Można je kupić albo zrobić samemu, a poza włosami mogą zdobić także nadgarstek. Są nie w moim stylu, ale wspomnieć o nich trzeba ;D
Ostatnim z wybranych przeze mnie blogowych hitów są gumki z rajstop. Absurdalnie łatwe i tanie do zdobycia, dla wielu prawdziwy hit. Próbowałyście? Jakich gumek używacie?
Tymczasem przejdźmy do wsuwek i spinek. Nie wiem czy wiecie, ale nawet kupując te klasyczne wsuwki można się nieźle naciąć, jeśli wybierzemy podobne do tych na zdjęciu. Wsuwki ZAWSZE muszą mieć tę kuleczkę na OBU końcach i wyglądać tak (klik!), inaczej wpinając je niszczymy włosy. Przy okazji mogę się założyć, że większość z Was źle używa wsuwek, bo powinno się to robić tak (klik!). Całe życie w błędzie, co? :D
Na marginesie, ostatnio przeczytałam, że tegorocznym trendem z wybiegów są wsuwki w kontrastowym kolorze, bardzo widoczne na tle włosów. Ja zdecydowanie wolę przeciwny efekt i najchętniej kupuję brązowe oraz czarne, a Wy?
Ciekawym typem wsuwki jest wkrętka, tak zwana spin-in. O ich istnieniu dowiedziałam się oczywiście od Anwen i nawet nie wiecie jak bardzo zdziwiona byłam widząc je ostatnio stacjonarnie w małym gdańskim sklepiku. Kosztowały grosze oraz występowały w dwóch rodzajach: ten drugi zakończony był olbrzymią sztuczną perłą. Ja się nie skusiłam, ale info o wkrętkach spowodowało wyczyszczenie sklepowych wieszaków, bo koleżanki wykupiły je wszystkie :D Z wkrętek jestem bardzo zadowolona. Na razie nie wychodzę w nich jeszcze, bo mam parę pojedynczych pasm zbyt krótkich, by je złapały – ale to tylko kwestia czasu :)
W przypadku spinek niekwestionowanym hitem włosomaniaczek są spinki-żabki, które nie miażdżą włosów w przeciwieństwie do większości pozostałych typów. Do bardziej skomplikowanych upięć genialne wydają się być Sure Grip Clix, o których sto lat temu pisała Alinka, a których nigdy dotąd nigdzie nie widziałam – a szkoda!
Ciekawą opcją na stworzenie upięć lub odmienienie tych już znanych i lubianych są wszelkiego rodzaju opaski. Najmniej inwazyjne będą z pewnością opaski elastyczne. Jeśli macie problem podobny do mojego, czyli dużą głowę z której wszystkie takie opaski „podchodzą” do góry to nie traćcie nadziei: opaskę można powiększyć.
Plastikowe opaski bez „ząbków” to również relatywnie małe ryzyko dla włosów. Te ząbkowane też nie powinny stanowić problemu o ile umieścimy je na głowie raz, a dobrze, zamiast co chwila poprawiać, zdejmować i zakładać z powrotem.
Na koniec przyjrzyjmy się jeszcze akcesoriom do czesania. Tu najwięcej zależy od typu naszych włosów, choć trochę też od osobistych preferencji. Jako posiadaczka włosów falowanych mogę powiedzieć, że dla mnie najlepszy był i jest grzebień z szeroko rozstawionymi zębami. Takie szczerbate grzebienie mogą być ze zwykłego plastiku lub tworzywa antystatycznego, lecz blogerki największą miłością pokochały te drewniane. Takie w swojej ofercie mają na przykład firmy Gorgol, The Body Shop czy Lass (grzebień IHT9).
Wielką popularnością cieszą się też szczotki z włosia dzikaoraz cała masa szczotek do czesania warstwowego za pomocą krótkich, plastikowych kolców. O Tangle Teezer słyszał chyba każdy, potem dość długo konkurował z nim Dtangler, a ostatnio sławy przybywa produktowi Angel Wing.
Co jest Waszym ideałem do czesania?
A może to jakieś inne akcesorium do włosów całkowicie odmieniło Wasze podejście do włosów i fryzur?
Dajcie znać co przypadło Wam do gustu :)
Pozdrawiam majowo!
Ania