Nowa akcja u Anwen (klik!) zmotywowała mnie do tego, by opisać Wam stosowane przeze mnie ostatnio serum. Moje zapuszczane obecnie włosy rosną jak szalone i osiągnęły właśnie krytyczną dla ich przyszłej kondycji długość do ramion.
-> O co chodzi z włosami do ramion przeczytacie w moim kompendium wiedzy o zapuszczaniu włosów.
Wydaje mi się, że to jest właśnie TEN moment. Ten, w którym czas porzucić rozpuszczone włosy na rzecz upięć, zacząć zabezpieczać końcówki i pomału wracać do olejowania. Jak to ja, to ostatnie postanowiłam zrobić po swojemu ;) Przepis bazuje na serum olejowym Anwen (klik!).
Moja wersja:
- jedna porcja nawilżającej odżywki
- jedna porcja oleju
- jedna porcja mleka sojowego
Mleko sojowe, którym zastąpiłam występującą w przepisie Ani wodę, to dawka protein. Odkryłam to gdy jakiś czas temu kupiłam je na spróbowanie i… okazało się dla mnie nieakceptowalne w smaku ;) Dla mnie jest niejadalne, a kawa z mlekiem sojowym będzie śniła mi się po nocach jako koszmar. Za to mleko zużyłam do twarzy i na włosy, gdzie bardzo je sobie chwalę!
Olej to w moim przypadku olej rzepakowy. Kiedy miałam długie włosy i olejowałam je co mycie, ten był jednym z moich faworytów. Inna sprawa, że wiele razy używałam w tamtych czasach serum olejowego Anwen i w takiej miksturze pasował mi praktycznie każdy olej, nawet te które solo nie spisywały się w ogóle :)
-> O tym kiedy i czemu ścięłam włosy.
Odżywka nawilżająca to u mnie złota Isana Oil Care. Wbrew nazwie, w składzie nad emolientami zdecydowanie dominują humektanty, które obecnie nie są zbyt lubianym przez moje włosy składnikiem. Całe opakowanie odżywki dostałam w prezencie od Blondyny (:*) i to serum sprawia, że bez problemu znajduję dla niej zastosowanie :)
Wszystkie składniki odmierzam w niedużej ilości, przelewam do opakowania z rozpylaczem i trzymam w lodówce. Ze względu na zawartość mleka mieszankę świeżo po przygotowaniu konserwuję FEOGiem albo co tydzień wymieniam.
PEH-owe serum stosuję tak, jak czyste oleje: dobrze wstrząsam, na porządnie wyczesane włosy nakładam od ucha w dół na ok. 2 h przed myciem, a zmywam odżywką (dziś była to maska Midollo Placenta). Oto, co zrobiłam później:
- skórę głowy umyłam szamponem Equilibra Color Protection
- po zmyciu wszystkiego odcisnęłam włosy w ręcznik
- na niecały kwadrans nałożyłam odżywkę Garnier Goodbye Damage
- spłukałam odżywkę chłodną wodą
- pougniatałam włosy z odżywką b/s Ziaja Intensywane Wygładzanie
- wgniotłam na długości groszek żelu do włosów Balea MEN Power Flex
… czyli dokładnie to, co robię zazwyczaj.
-> Mój podstawowy plan pielęgnacji krótkich kręconych włosów.
![]() |
Oba zdjęcia robione są bez flesza, w bardzo pochmurne popołudnia, bo Gdynia od kilku dni tonie w deszczu... |
Efekt? Włosy są tak miękkie,że nie mogę przestać ich dotykać. Z kolei loki zyskały na sprężystości. Na zdjęciach widać też jak bardzo się błyszczą i jak ładnie zostały dociążone. A dodam jeszcze, że z odżywką Garniera niezbyt się lubię i użyłam jej właśnie po to, by serum nie miało zbyt łatwych warunków do pokazania całej swojej mocy ;)
Z mikstury jestem bardzo, bardzo zadowolona. Oczywiście wedle uznania można ją jeszcze wzbogacać różnymi dodatkami i półproduktami, a także kombinować z podstawowymi składnikami – inny olej i/lub inna odżywka, a serum może zostać zupełnie odmienione. Stałym składnikiem powinno zostać sojowe mleko, bo dostarczamy w ten sposób protein w sposób, który praktycznie nie grozi przeproteinowaniem.
Jeśli skorzystacie z tego przepisu, koniecznie dajcie mi znać!
Jestem ciekawa nie tylko pisemnych relacji, więc jeśli podrzucicie mi tu jakieś zdjęcia to też będę niesamowicie wdzięczna :)
Udanych eksperymentów!
Ania